Komentarz do pierwszego czytania
W rozpoczynającym się tygodniu, danym i zadanym czasie naszego życia, zastosujmy klucz słów świętego Pawła Apostoła z Listu do Tymoteusza [2Tm 3. 16-17]: Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do kształcenia w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu. Używajmy tego klucza na co dzień, starając się zrozumieć, co Bóg w swoim Słowie chce nam powiedzieć tu i teraz.
Wersy z Księgi Mądrości są uniwersalną zachętą do jej poznawania i pochwałą dla stosujących się do wskazań tego daru Ducha Świętego. Zacznijmy jednak nasze czytanie od początku rozdziału. Zauważymy wtedy, że natchniony autor adresuje ten rozdział szczególnie do możnych tego świata, do sprawujących władzę nad ludźmi. Warto podkreślić – nad ludźmi, gdyż tylko Bóg Wszechmogący ma władzę nad Wszechświatem.
Podstawą mądrości jest odpowiedź na pytanie: skąd przychodzę i dokąd zmierzam. Człowiek zaślepiony w swoim widzeniu praw świata, chce w swojej megalomanii panować nad innymi. Nieumiejący lub niechcący odróżnić Dobra od Zła, Prawdy od Kłamstwa chce być jak Bóg.
Maryjo – Stolico Mądrości, prowadź nas w tych czasach dopustu Bożego.
Komentarz do psalmu
Jak nie czcić i nie uwielbiać Słowa Bożego? Jest ono przedziwnie zawsze „tu i teraz”. Jakże pasuje do dzisiejszych czasów. Ilu z nas poczuło się zagubionymi, zagrożonymi, zdradzonymi? Zamknięte kościoły lub bardzo ograniczony do nich dostęp, sprzeczne rozporządzenia, restrykcje, izolacja. To, co nie udało się Hitlerowi i Stalinowi, udało się „zdrowotnemu terrorowi i swoistej religii zdrowia”, aby użyć jakże trafnej diagnozy Giorgio Agambena, paradoksalnie, lewicowego włoskiego filozofa.
Święty Jan od Krzyża powiedziałby, że dotknęła nas „ciemna noc”. Taką właśnie ciemną noc przeżywał król Dawid. Wkładając w ten psalm swoje zbolałe serce, dał nam lekarstwo na pokrzepienie i oczyszczenie duszy. Jest to pamięć Bożych łask i cudów w naszym życiu, nasza wdzięczność Opatrzności Bożej i pewność, że przeciwnicy Boga i tak przegrają.
Wygląda na to, że to już nie jest tylko nasza osobista duchowa trauma. Patrząc na to, co dzieje się w kraju i na świecie, a piszę tę refleksję z pozycji człowieka mieszkającego na kontynencie amerykańskim od trzech dekad, można dojść do wniosku, że ten kryzys wiary ogarnia coraz bardziej całą ludzkość. Wiele wskazuje na to, że nadchodzi już i następny – kryzys nadziei, gdy tradycyjne prawa wymienią nowe, rewolucyjne i bezbożne rozporządzenia, gdy, nie daj Boże, dojdzie do wojny i jej skutków. A współcześni Jeremiasze wołający: „trwoga”, są lekceważeni i wyśmiewani. Czy Polska ostoi się przed tą brukselską czy światową presją? Kto stanie do jej obrony?
Ale najgorszy – kryzys miłości, przyjdzie, gdy Antychryst zapanuje nad światem. Gdy zawiodą wszystkie ludzkie sposoby ratunku, a człowiek stanie przed ostatecznym wyborem: Bóg czy szatan, wtedy tylko miłość do Boga pozwoli zachować życie duszy. Takie czasy przepowiadał Sługa Boży John Hardon, SJ (USA): jeśli nie będziemy gotowi na śmierć męczeńską za wiarę, stracimy dusze.
Studia nad Pismem Świętym bez wzrostu miłości Boga i bliźniego, bez naśladowania Chrystusa, to zmarnowana łaska. Marny nasz los w boju ostatecznym.Dobra pedagogika poznawania Boga z kart Biblii uczy, by po każdym jej czytaniu zapytać siebie: co nowego dowiedziałem się o Bogu? Czy teraz pragnę Go jeszcze bardziej miłować? Jak chcę Go naśladować? Wracajmy do domu Ojca, wzrastajmy, póki jeszcze czas. Zajrzyjmy do „Drogi na Górę Karmel”. Zajrzeliśmy do „jakiegoś tam” psalmu, a tu niespodzianka, jak taki „antyczny” psalm może nami także dzisiaj potrząsnąć. Takie jest Słowo Boże.
Komentarz do drugiego czytania
Wiele wskazuje na to, że kończy się postać tego świata. Idzie nowy, o który modlimy się od dwóch tysięcy lat: Przyjdź Królestwo Twoje, bądź Wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Tak też myśleli nasi pierwsi bracia w wierze Chrystusowej, choć upłynęło zaledwie kilkadziesiąt lat od wniebowstąpienia Zbawiciela. Martwili się, co będzie z ich najbliższymi, którzy już odeszli do wieczności, szczególnie tymi nieochrzczonymi, gdy Chrystus powtórnie przyjdzie.
Te zmartwienia mogły być bolesne dla niektórych neofitów wywodzących się ze środowisk saduceuszów nie wierzących w zmartwychwstanie ciał. Dziś, dla wielu wokół nas, wydaje się, jakby nie było żadnego z tym problemu, po prostu już w nic nie wierzą. Zeświecczenie współczesnego świata, porzucenie wiary ojców, sprowadza świat do punktu wyjścia, do pogaństwa. Stąd wielu ludzi popada w smutek, leczy się na depresję, czy nawet popełnia samobójstwo, bo utracili wszelką nadzieję.
Dla nas, wierzących w ciał zmartwychwstanie, zapewnienia świętego Pawła są bardzo ważne. Nasi najbliżsi zmarli zmartwychwstaną, zanim ostatnie pokolenie żyjących nie zostanie porwane do nieba. Ale i my mamy swoje zmartwienia. Co będzie z naszymi bliskimi, i nie tylko, którzy byli na bakier z wiarą?
Choć Pismo Święte zapewnia nas o miłosierdziu Bożym, to jednak Chrystus zdecydował objawić św. siostrze Faustynie niespotykaną w przeszłości naukę o sobie, o swoim Miłosierdziu. Płynie stąd dla nas niezwykła otucha. Bóg do końca walczy o zbawienie duszy. Nawet po śmierci fizycznej człowieka. Przeczytajmy:
„Jezus: duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest Miłością i Miłosierdziem samym.
Lecz niestety, dusza pozostaje głucha na wołanie Boże i pogrąża się jeszcze w większych ciemnościach. Jezus woła powtórnie: duszo, usłysz głos miłosiernego Ojca swego.
Budzi się w duszy odpowiedź: nie ma już dla mnie miłosierdzia. I wpada w jeszcze większą ciemność, w pewien rodzaj rozpaczy, który daje jej pewien przedsmak piekła i czyni ją całkowicie niezdolną do zbliżenia się do Boga. Jezus trzeci raz mówi do duszy, lecz dusza jest głucha i ślepa, poczyna się utwierdzać w zatwardziałości i rozpaczy. Wtenczas zaczynają się niejako wysilać wnętrzności miłosierdzia Bożego i bez żadnej współpracy duszy daje jej Bóg swą ostateczną łaskę. Jeżeli nią wzgardzi, już ją Bóg pozostawi w stanie, w jakim sama chce być na wieki. Ta łaska wychodzi z miłosiernego Serca Jezusa i uderza światłem duszę i dusza zaczyna rozumieć wysiłek Boży, ale zwrócenie od niej zależy. Ona wie, że ta łaska dla niej ostatnia i jeżeli okaże drgnienie dobrej woli – chociażby najmniejsze – to miłosierdzie Boże dokona reszty. Tu działa wszechmoc Mojego miłosierdzia, szczęśliwa dusza, która, skorzysta z tej łaski.” (Św. Faustyna, Dzienniczek, [1486]).
Nie przekreślajmy, więc szans na zbawienie tych, którzy w naszym osądzie na to nie zasługują. Módlmy się za wszystkich. Chrystus oddał życie za wszystkich, nawet tych najgorszych. Przeto wzajemnie się pocieszajmy.
Komentarz do Ewangelii
Jak możemy zauważyć, Kościół w tym okresie liturgicznym rozdziela głoszenie Dobrej Nadziei między dwóch Ewangelistów: w niedziele – św. Mateusz, w dni powszednie – św. Łukasz. Wspólnym motywem przewodnim tego dwugłosu jest Królestwo Boże. Ten właśnie temat jest treścią dzisiejszej ewangelicznej przypowieści o pannach roztropnych i nie roztropnych. Zwróćmy uwagę na pewną dwubiegunowość istniejącą w przypowieściach. Z jednej strony Pan Jezus mówił bardzo prostym językiem do wszystkich słuchających Go, a z drugiej, na uboczu, wyjaśniał swoim uczniom głębsze ich znaczenie. Ale też bez przypowieści nie nauczał. Pierwszym kluczem do rozumienia tych niejasności może być Przypowieść o Ziarnie. Nie każdy jest dobrą glebą. Ale skoro Bóg nie rzuca swych Słów na wiatr, bo za nimi stoi stwórcza Wola Boża, a Ona musi się wypełnić, aby człowiek nie ponosił pełnej odpowiedzialności za zaniechanie ich wypełnienia i nie musiał za to zadośćuczynić, aby oddać chwałę Stwórcy, Chrystus z miłości do tych innych „gleb” dobiera sobie, nawet z nadmiarem ufności, swoich słuchaczy. Jakich?
Właśnie dlatego drugim kluczem do zrozumienia przypowieści może być słowo „uczniowie” i nasza relacja do tego słowa: chcemy nimi być lub nie. Chcemy słuchać Syna Bożego lub nie.
Z faktu naszego przylgnięcia do Słowa Bożego możemy uważać się za uczniów. Ale czy rzeczywiście nimi jesteśmy? Czy żyjemy tym Słowem na co dzień? Czy kochamy swego Mistrza i naśladujemy Go?
Gdy tak spojrzymy na historię symbolicznych panien mądrych i głupich, spostrzeżemy od razu, które były uczniami i do których może i my się zaliczamy.
Wielu Ojców Kościoła zastanawiało się nad tą przypowieścia, szukało swoistej recepty na bycie mądrymi. Święty Grzegorz Wielki w swojej dwunastej Wielkiej Homilii, komentarzu do Ewangelii wg Św. Mateusza rozważał ten temat. Spośród wielu jej wątków warto zwrócić uwagę na dwa: czuwanie i nagroda.Czuwanie (i modlitwa) jest zawsze niezwykle ważne. Po pierwsze, szatan ciągle krąży wokół nas, aby czymś zaatakować. Po drugie, tak wiele kłamstwa ubranego w piękno słów spływa na nas codziennie, niezauważalnie czyniąc erozję w naszej wierze i rozumieniu spraw Bożych.
Nagroda zaś, choć obiecana tym, co żyją Bogiem i dla Boga, niesie także pewne ryzyko. Gdy chcemy, aby się dopełniła w ślad za czynionymi pobożnymi uczynkami, tym samym opróżniamy nasze lampy z oliwy, która otwiera drzwi na ucztę niebieską, oliwy, której nie sprzedają kupcy w mieście, czyli świat. „Działając” w Kościele, świadomie lub podświadomie możemy oczekiwać uznania lub wyróżnienia, a nawet wynosić się nad innych, inaczej myślących czy „kochających”.
Święty Mateusz w rozdziale szóstym swojej ewangelii przestrzega: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. (…) Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swą nagrodę. Temat ten rozwinie św. Łukasz we wtorkowej Ewangelii.
Komentarze zostały przygotowane przez Andrzeja Kowalskiego
Komentarze zostały przygotowane przez Andrzeja Kowalskiego
Source: czytanie